Nowotwór jamy ustnej

U mojego 14-letni pieska (kundelka) zauważyliśmy w grudniu czerwoną bulwę w jamie ustnej. Bulwa ta zwiększała się, a po kilku dniach zmniejszała i tak naprawdę nie mieliśmy powodów do niepokoju. W poniedziałkowe popołudnie pieskowi z mordki zaczęły lecieć krople krwi i tam gdzie był zostawił po sobie ślad krwi. Zawiozłam go do weterynarza. W gabinecie krwawienie nasiliło się. Pani popatrzyła i postawiła diagnozę nowotwora złośliwego. Poinformowała mnie, jak ten nowotwór się rozwija i, że pies będzie żył dopóki będzie jadł. Jak przerzuci się to na całą jamę ustną pies nie da rady już jeść. Operację odradziła, po pierwsze pies ma już swoje lata i nie wiadomo jak by zareagował organizm na narkozę, po drugie podczas takiej operacji wycina się dość dużo i pies do końca życia zostaje kaleką i po trzecie operacja nie gwarantuje wyleczenia i braku przerzutów. Do tej pory jesteśmy w szoku i bardzo to przeżywamy. Nie wiemy jak szybko się taki nowotwór rozwija i ile psu zostało życia. ? Pies jak na swój wiek jest bardzo aktywny, biega, chce się bawić itd. Zgodnie z zaleceniami pani doktor podajemy mu miękkie rzeczy do jedzenia, suchą karmę wyrzucilismy, żeby sobie tego miejsca nie podrażniał. Pani powiedziała, że na razie nie jest źle, bo bulwę na z przodu a psy gryzą tylną częścią zębów i szybko adoptują się z bólem.
Łzy mi się cisną do oczu jak sobie pomyśle, że psina będzie do końca sprawna i pełna energii i na własnych nogach pójdzie na śmierć (eutanazję) :-(((
proszę o pomoc i kilka rad.

Odpowiedź

Po pierwsze- powód do niepokoju jest ZAWSZE, gdy na ciele zwierzęcia (lub naszym) pojawia się coś, czego nie powinno tam być, także tutaj drobne upomnienie właścicieli- nie powinniśmy bagatelizować takich zjawisk. W przypadku nowotworów zawsze lepiej jest go usunąć, gdy ma mniejsze rozmiary (pod warunkiem, że nadaje się do usunięcia). Nie wiem na jakiej podstawie została postawiona diagnoza nowotworu złośliwego- zwykle stawia się ją dopiero po badaniach histopatologicznych.


Oczywiście operacje w jamie ustnej są trudne i nie każdy jest w stanie je zrobić, ponieważ nie każdy dysponuje odpowiednim sprzetem diagnostycznym oraz wiedza chirurgiczną. Nie zawsze operacje takie kończą się kalectwem psa. Rozumiem, że pani doktor chodziło o usunięcie części kości (o tym, czy kość jest zajęta mówi np. badanie RTG o którym nie zostało wspomniane, więc domniemam, iż nie zostało wykonane). Jeśli nowotwór nie jest wielki a specjalista dobry- pies po takim zabiegu naprawdę dobrze sobie radzi.


Jeśli chodzi o wiek psa i "adaptację do bólu". Moim zdaniem zawsze warto próbować, jeśli jest możliwość operowania. Jeśli pies nie przeżyje operacji- trzeba będzie pogodzić się z bólem po jego stracie, ale zawsze pozostanie świadomość, że robiło się wszystko co można, żeby ulżyć mu w cierpieniu. Poza tym, każdy się z czasem przyzwyczaja do bólu, ale należy sobie zadać pytanie, czy warto na to narażać naszego czworonożnego przyjaciela. Stwierdzenie "będzie żył póki będzie jadł" jest moim zdaniem nieco nieprofesjonalne, gdyż to my- lekarze powinniśmy robić wszystko, żeby takiemu psu ulżyć w cierpieniu (a sądzę, że mając w pysku krwawiącą narośl, to cierpienie jest raczej spore).


Oczywiście, że operacja nie gwarantuje braku nawrotów- to zależy od wielu czynników, natomiast ponownie uważam, że mimo wszystko warto spróbować niż patrzeć i czekać. Aby określić, czy są przerzuty- należy zrobić RTG- wtedy można mniej lub bardziej precycyjnie określić stan zwierzaka. Na chwilę obecną wiemy, że ma w jamie ustnej "coś". Jak już pisałam- co to jest, można dowiedzieć sie tylko z badań histopatologicznych, czy dało przerzuty- tylko z RTG lub innych badań obrazowych. A być może jedynym problemem tego psa jest właśnie owa narośl w jamie ustnej.


14 letni pies to staruszek, ale z powodzeniem może przeżyć jeszcze kilka ładnych lat. Warto się zastanowić, nad tym, czy chcemy, żeby nasz przyjaciel do końca życia cierpiał z powodu czegoś, co na pewno utrudnia jedzenie. Czy lepiej poddać go zabiegowi. Nigdy nie wiemy, czy zwierzak przeżyje operację- zdarzają się zgony bardzo młodych, klinicznie zdrowych zwierząt, a zdarza się tak, że starsze lepiej znoszą operacje- moim zdaniem sam wiek zwierzęcia nie jest powodem do tego, by odstąpić od operacji.


Na pocieszenie powiem, że sama ok. 2 miesiące temu operowałam 17-letnią suczkę- operację zniosła dobrze, teraz nie ma śladu po uciążliwej chorobie i pies nadal cieszy się życiem, choć właściciele byli zdecydowani uśpić psa, gdyby coś "poszło nie tak".


Dlatego zawsze warto próbować i nie skazywać psa na życie z czymś, co mu je utrudnia.


W końcu to przyjaciel, a dla przyjaciół powinniśmy robić wszystko, by ulżyć im w cierpieniu a nie dokładać i liczyc na to, że się przyzwyczai do bólu- moim zdaniem to bardzo nieludzkie.


Ciężko w owej sytuacji coś poradzić, ponieważ gdyby do mnie trafił taki pacjent, albo namawiałabym na operację (o ile byłaby ona w zasiegu moich możliwości), albo odesłałabym do dobrego chirurga. Na pewno nie kazałabym karmić miękką karmą i czekać biernie aż cierpiący pies zdechnie.

  • Odpowiedzi udzielił:

    Konsultant portalu vetopedia.pl