2018-10-18 08:54

Pająk zaatakował przedszkolankę

Kiedy 31-letnia przedszkolanka z Podkarpacia ujrzała na swojej ręce dwa drobne ślady po ugryzieniu, z pewnością nie spodziewała się, co spotka ją później. Jeszcze tego samego dnia wieczorem, lekarze byli pewni, że nie zdołają jej uratować.

Koszmar Pani Katarzyny zaczął się 8 czerwca. Jak zwykle, wstawała rano do pracy w przedszkolu, gdy na swojej dłoni poczuła pieczenie i zobaczyła wyraźną opuchliznę. W tym samym miejscu widniał ślad po ukąszeniu. Słusznie podjęła decyzję, że zamiast do pracy, uda się do lekarza. Tam dostała wapno na uczulenie oraz maść do smarowania. Po powrocie do domu zaczęło być tylko gorzej. Jadąc do rodziców, zasłabła w samochodzie, zdążyła jednak zadzwonić po karetkę, która zawiozła ją na OIOM.
Na szczęście, lekarze z Jasła w porę zdążyli uratować kobietę. Przyjęli ją w stanie krytycznym – jej ciśnienie wynosiło 30/30, a obie nerki nie działały. Zdiagnozowali sepsę i zakażenie całego organizmu. Byli przekonani, że Katarzyna nie przeżyje tej nocy. Udało się, jednak to był dopiero początek koszmaru. Trzeba było ratować jej rękę, ponieważ trucizna zniszczyła jej tkankę miękką, odsłaniając żywą kość. Rozważano nawet amputację, jednak po kilku przeszczepach skóry udało się uratować kończynę.
Kolejnym problemem okazał się niedowład kończyn, z którym Pani Katarzyna zmaga się do teraz. Porusza się na wózku inwalidzkim i przechodzi kosztowną rehabilitację.
Co spowodowało takie uszkodzenia w organizmie przedszkolanki? Po składzie toksyny lekarze ocenili, że sprawcą jest pająk - pustelnik brunatny. Co ciekawe, stworzenie to żyje niemal wyłącznie w Ameryce Południowej oraz na Kubie. Do Polski dostał się albo dzięki hodowcy, albo wraz z transportem bananów. Mimo dezynfekcji mieszkania kobiety, pająka nie udało się schwytać. Można mieć jedynie nadzieję, że zwierzę nie przeżyło chemicznych oprysków.

data publikacji artykułu: 2018-10-18

Popularne teraz

Komentarze