2021-04-29 09:00

Bieganie z psem

Hej, jestem Tobi, prawdziwy kundel. Postanowiłem opowiedzieć Wam moją historię i podzielić się szczęściem jakie czuję biegając z moim panem. Dla jednych to sport i wyzwanie, dla innych zabawa ale nasz team jest najlepszy świecie i daje nam wiele radości

Na początku była obserwacja

Zaczęło się niewinnie. Jak każdy młody pies szalałem na spacerach. Kiedy byliśmy na łonie natury i mogłem biegać bez smyczy, rozpędzałem się ile sił w łapach i robiłem dzikie kółka wokół mojego pana. Na wszelkie sposoby starałem się go zachęcić do zabawy ale nie był skory do podjęcia wyzwania. Bacznie mnie obserwował, rzucał patyki, czasami przebiegał ze mną krótkie odcinki ale nie dawał się namówić na biegowe maratony. Każdy taki spacer był dla mnie wyczerpujący, jednak wracałem do domu szczęśliwy.

Często mijaliśmy inne psy biegające ze swoimi właścicielami. Nawet nie wiecie jak ja im zazdrościłem! Miały na sobie takie piękne szelki i smycze przypięte do pasa swojego opiekuna. Niektóre z nich biegały przodem ciągnąc opiekuna, inne biegały przy nodze ale wszystkie wyglądały na piękne, silne i kochane przez człowieka psy.

Jak zaczęliśmy wspólne bieganie

Pewnego dnia usłyszałem, że jestem już na tyle duży, że i my możemy spróbować wspólnego biegania. Niedawno skończyłem rok, moje ciało faktycznie się zmieniło. Przestałem rosnąć, zacząłem nabierać masy, zauważyłem też, że stałem się bardziej skupiony. Nie rozprasza mnie już każde źdźbło trawy, odgłosy z drugiego końca lasu, staram się dotrzymać kroku mojemu człowiekowi i bawić z nim w to, co on wymyśli. Jestem naprawdę dumny kiedy chwali mnie za przyniesienie patyka, reagowanie na polecenia więc chętnie je wykonuję. I przyznam się Wam, że uwielbiam te pyszne nagrody, które wtedy dostaję!

Cieszyłem się na to nasze wspólne bieganie jak szczenię. Mój pan przyniósł do domu wymarzone przeze mnie szelki z takimi kółkami po bokach, podobno nazywają się norweskie. Mówił, że jeśli spodobają nam się wspólne treningi, będziemy mogli razem biegać, jeździć na rowerze i będą nadawały się do wszystkiego. Do zwykłych spacerów również. Na początku bałem się, że będzie mi niewygodnie ale przez to, że pasy były dość szerokie i podszyte pianką, wcale mnie nie ograniczały i nie uwierały. Wyglądałem jak prawdziwy psi zawodnik!

Wyjechaliśmy za miasto, w miejsce, w którym często bywaliśmy na długich spacerach. Mój pan założył na siebie pas, do którego miał podpiąć smycz. Wtedy zobaczyłem, że smycz różni się trochę od tej, której używamy na co dzień. Jej koniec był bardziej elastyczny, mój pan mówi, że to amortyzator. Powiem Wam szczerze, że kiedy biegaliśmy czułem wyraźną różnicę. Kiedy chciałem się gwałtownie zatrzymać albo kiedy mój właściciel stracił równowagę, szarpnięcia nie były w ogóle bolesne.

Tak przygotowany chciałem już ruszyć pędem przed siebie z panem u swojego boku. Tymczasem on szedł zupełnie spokojnym krokiem, nie widziałem żeby miał ochotę pobiegać. Myślałem więc, że tylko tak się pięknie wystroiliśmy ale spacer nie będzie się różnił od innych. Byłem trochę zawiedziony, to fakt ale zacząłem obwąchiwać teren, zaznaczać miejsca, w których byłem i załatwiać inne potrzeby, o których nie muszę Wam chyba mówić. Ot, naturalna potrzeba psa.
I wtedy mój pan powiedział: - zaczynamy! Pomyślałem, że to jest naprawdę mądry właściciel, załatwiłem swoje potrzeby więc teraz już nic nie będzie mnie rozpraszać.

Jak wyglądają nasze treningi

Na początku biegliśmy spokojnym truchtem. Zawsze wybieramy trasy leśną lub polną drogą. Na całe szczęście, bo na asfaltowych i twardych drogach, moje opuszki na łapach mocno by się pozdzierały. I o wiele przyjemniej jest biegać w miejscach, gdzie nie ma samochodów lub rowerów.
Nie zdążyłem się jeszcze specjalnie zmęczyć, a mój pan zarządził przerwę. Najpierw zwolnił, szliśmy szybszym, a potem coraz wolniejszym krokiem, aż w końcu zatrzymaliśmy się i dostałem w takiej zabawnej, składanej misce, wodę. Mój pan też się napił i po chwili byliśmy gotowi do dalszego biegu.

Z każdym wypadem za miasto, a jeździmy 2-3 razy w tygodniu, nasze trasy stawały się coraz dłuższe, a poszczególne odcinki przebiegaliśmy w szybszym tempie. Zawsze pomiędzy nimi robimy przerwy, pijemy wodę i odpoczywamy. Myślę, że mój pan jest z siebie równie dumny jak ja, w końcu dotrzymuje mi kroku, a nie chwaląc się, nie biegam najwolniej. Ale nie o tempo w naszych spacerach chodzi tylko o radość jaką mamy ze wspólnego biegania.

Nie każdy pies lubi biegać

Często spotykamy też inne psy spacerujące lub biegające ze swoimi właścicielami. Większość z nich cieszy się z tej zabawy jak my. Ale bywają tacy, na których patrzymy z lekkim uśmiechem pod nosem. Wystrojeni w sprzęty od łap po czubek uszu i od stóp do głów, wyposażeni w przedziwne urządzenia na nogach, rękach i łapach, przygotowani na maratony ale bez radości w oku. Na przykład taki Azor, ciężki buldog, z trudem dotrzymuje kroku swojej pani. Mój pan rozmawiał z nią o tym i oboje doszli do wniosku, że są psy, które nie mają predyspozycji do takiej formy sportu. Na przykład psy myśliwskie lub kundelki mające ich cechy w większości są do tego wręcz stworzone. Są jednak psy, których budowa albo temperament, uniemożliwia im duży wysiłek. Z tego co słyszałem, Azor zabierany jest teraz na spokojne spacery i jest znów szczęśliwym czworonogiem.

Od pewnego czasu nie spotykaliśmy też na spacerze Azy, dumnej charcicy, która regularnie biegała ze swoim właścicielem. Już wystraszyłem się, że im też mój pan odradził wspólne bieganie ale okazało się, że miała cieczkę i stąd ta dwutygodniowa przerwa. Teraz znów widujemy się na leśnej ścieżce i puszcza mi to zalotne spojrzenie.
Na spacerach spotykamy też psy, które ciągną swoich właścicieli na smyczach. Na początku wyglądało to dla mnie zabawnie. Biegną ile sił w łapach, a ten biedny człowiek nie nadąża za nimi więc ciągną go za sobą całą drogę. Dowiedziałem się, że to prawdziwa dyscyplina sportowa, canicross, są nawet organizowane specjalne zawody. Nabrałem dużego szacunku dla tych psów, to prawdziwi zawodnicy. Czasami z moim panem próbujemy canicrossu, przebiegamy tak krótki odcinek ale najczęściej biegamy w podobnym tempie.

Moja pani bardzo się złościła za te nasze próby canicrossu. Mówiła, że nauczę się tak ciągnąć i nie będzie mnie mogła prowadzić na smyczy po parku. Ale przecież ja doskonale odróżniam cel naszych spacerów. Kiedy zakłada mi zwykłą obrożę i smycz i wychodzi w eleganckich bucikach, zapewne idziemy na spokojny spacer po parku i kroczę wtedy dumnie przy nodze. Ale kiedy wyjmują z szafki szelki, długą smycz i pas biodrowy, zabierają ze sobą wodę i zakładają sportowe buty – od razu wiem, że będziemy trenować! Na szczęście moja pani już wie, że potrafię to odróżnić i pozwala nam na odrobinę szaleństwa.

Kilka zasad dla psich biegaczy

Moi państwo mają kilka żelaznych zasad, które stosują wobec mnie. Na przykład karmienie przed bieganiem. Swoją porcję karmy dostaję zawsze na kilka godzin przed bieganiem. Całe szczęście, bo nie wyobrażam sobie biegania po obfitym posiłku!
Mam również przypięty do szelek identyfikator dla psa, to na wypadek gdybym z jakichś powodów się zgubił. Kiedyś uważałem to za zupełnie niepotrzebne, do czasu kiedy spotkaliśmy błąkającego się po polu husky`ego. Tylko dzięki identyfikatorowi udało się mojemu panu skontaktować z jego właścicielem. Od tamtej pory uważam żeby nie zgubić swojego identyfikatora.

Zarówno ja, jak i mój pan, mamy też odblaski. Kiedy na dworze robi się ciemno, a biegamy w różnych porach, jesteśmy dobrze widoczni przez innych spacerowiczów i biegaczy.
Pomimo tego, że jestem zabezpieczony przeciw kleszczom i pchłom, moi właściciele robią po każdym spacerze przegląd mojej sierści. I wiecie, że najczęściej znajdują jakiegoś krwiopijcę próbującego się wczepić w moją skórę? Okropność, uważajcie na nie!

Po każdym treningu moi państwo uważnie mnie obserwują. Zdarzyło się, że wstydziłem się pokazać, że mam słabszy dzień i za wszelką cenę starałem się dotrzymać kroku w biegu. W domu byłem obolały i smutny ale mój pan zrozumiał, że tamta trasa była dla mnie zbyt wyczerpująca. Tym bardziej, że panowały wtedy upały. Zrobiliśmy więc kilkudniową przerwę i dopiero kiedy na dworze zrobiło się znośnie, wróciliśmy do treningów, a ja znów byłem szczęśliwy.

Dlaczego lubię biegać ze swoim właścicielem

Wiecie dlaczego lubię biegać ze swoim panem? To jest czas, który poświęca wyłącznie mnie. Stanowimy team i wzajemnie się uzupełniamy. Tworzy się miedzy nami więź, zwracamy uwagę na swoje potrzeby i coraz lepiej się rozumiemy. I powiem Wam zupełnie szczerze, że nawet bez tych pięknych szelek i bajecznej smyczy, która wyróżnia mnie wśród zwykłych spacerowiczów, i tak nie zamieniłbym biegów na łonie natury z moim opiekunem na nic innego. Jesteśmy zespołem, moi państwo to super właściciele, a ja chcę być ich super psem. Spróbujcie i Wy!

data publikacji artykułu: 2021-04-28

Popularne teraz

2021-03-31 13:45

Pasożyty wewnętrzne

2018-12-07 11:37

Kot na klawiaturze

2019-01-26 07:47

Zatrucie glikolem

2018-10-26 11:46

Rekordowy sum

Komentarze